poniedziałek, 24 grudnia 2012

5.





- Szukałem cię. - przerywasz milczenie, spoglądam w Twoim kierunku. Kamienna twarz, mogłoby się zdawać - zero uczuć. Grasz, ale Twoje oczy Cię zdradzają. Doskonale pokazują walkę Twojego serca.
- Wiem. - krótkie słowo, zgodne z prawdą. Nic więcej nie mogę powiedzieć ze względu na wielką gulę tkwiącą w moim gardle.
Cisza.
Chcę Ci zadać najważniejsze pytanie. Pytanie, które towarzyszyło mi każdego dnia. Gdy się budziłam, gdy kładłam się spać, przy najmniejszych czynnościach, przypominających o Tobie. Wypełniałeś każdy, mój dzień.
- Jesteś szczęśliwy? - pytam. Mam nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca. Bo wiesz, jak się kogoś kocha, to jego szczęście jest dla nas najważniejsze. Ja Cię kocham, i choć mnie zraniłeś nadal pragnę Twojego szczęścia, nawet kosztem swojego.
- Tak. Chyba jestem. Jestem podstawowym graczem reprezentacji  gram w kubie, który jest Mistrzem Polski. Moje siatkarskie marzenia się spełniają. - Zerkasz ma mnie, uśmiecham się, doskonale wiem jak bardzo chciałeś być dobry w tym co robisz. Zawsze mierzyłeś w najwyższe cele. Właśnie celem tak wysokiej rangi była gra w Reprezentacji Polski.
- Rozwinąłeś skrzydła. Może miałeś rację - widząc Twoje pytające spojrzenie, kontynuuję - Może na prawdę przeszkadzałam Ci w rozwoju kariery.
- To nie prawda. - protestujesz, lecz wiesz, że jest w moich słowach cień prawdy, a w Twoim zaprzeczeniu nutka fałszu.
Cisza.
- A poza boiskiem, jesteś szczęśliwy?
- Chcesz zapytać czy kogoś mam? - bardziej stwierdzasz niż pytasz. Czerwienie się lekko, ale kiwam głową. Zaprzeczanie nie ma sensu, za dobrze mnie znasz. Cieszy mnie fakt, że nadal potrafisz mnie bezbłędnie rozszyfrować  Nie potrzebujemy potoku zbędnych słów, nie musimy mówić za dużo. - Tak, mam. - zaczynasz powoli, nie zdajesz sobie sprawy, że tymi słowami wbiłeś w moje serce kolejny sztylet. - Gdy w końcu zacząłem sobie radzić bez Ciebie, Ty się znowu pojawiasz. - mówisz bezradnie, jakby w geście obrony. Kolejny raz wpędzasz mnie w poczucie winy.
- Ja sobie nadal nie radzę. - wyduszam ledwo słyszalnym, trochę drżącym głosem, lecz do Ciebie docierają te słowa bardzo wyraźnie.
Cisza.
Czas na poukładanie rozszalałych myśli, odbijających się w naszych głowach.
- Ma na imię Joanna, poznałem ją w Spale. - na moją twarz wkrada się smutek  lecz szybko wymuszam uśmiech. Nie wiem czy to zauważasz. Uciekam od Twojego spojrzenia, spoglądam na zegarek.
- Muszę już iść,  późno jest. Dobranoc. - wstaję z zamiarem możliwie najszybszego odejścia, lecz uniemożliwiasz mi to, łapiąc mnie za nadgarstek. Odwracam się i patrzę w Twoje oczy. Twój doty zadaje mi jeszcze więcej cierpienia. Ciepłe dłonie, które tak dobrze znam, które tak dobrze znają moje ciało. Tyle razy mnie obejmowały, wodziły po mojej twarzy, trzymały moje ręce. Zawsze byłeś taki ciepły, nadal jesteś.
- Odprowadzę Cię. - widzisz moje wahanie. - Proszę. - dodajesz. Mięknę. Kiwam głową na znak, że się zgadzam.
Wołasz Bobka, czepiasz go na smycz, zawsze mnie śmieszył ten widok: Ty, taki wielkolud i on, taki malutki i bezbronny. Uśmiecham się do wspomnień.
Droga do mojego mieszkania nie jest długa, idziemy rozmawiając o treningach, o szansach Resovii w Plus Lidze i Lidze Mistrzów. W pewnym momencie Twoja dłoń ociera delikatnie o moją, spoglądam na Ciebie lekko zawstydzona i zdezorientowana. Po ułamku sekundy odwracam wzrok i na wszelki wypadek chowam ręce do kieszeni bluzy. Jesteśmy już pod moim blokiem. Gdy nagle o czymś sobie przypominam.
- Poczekaj chwilę, proszę. - mówię przelotnie i znikam za drzwiami budynku. Szybko dostaję się do mieszkania, zabieram to po co przyszłam i z lekkim wahaniem i smutkiem wracam do Ciebie.
- To należy do Ciebie. - podaję Ci czarne, sporawe pudełko, patrzysz na mnie wyraźnie zdziwiony. Otwierasz pudełko i uderza w Ciebie fala wspomnień. Wszystko co mi podarowałeś.
- No co ty, Melka ....
- Zibi, to należy do Ciebie. - przerywam Ci protest. - Proszę, weź to. Nie powinnam tego mieć  - kiwasz głową. Mam ochotę Cię przytulic, tak zwyczajnie, ale wiem, że nie mogę. Wyciągam dłoń w Twoim kierunku.
- Do zobaczenia jutro. - ściskasz ją. Wymieniamy delikatne, aczkolwiek szczere uśmiechy. tak bardzo chciałabym, żebyś został, przytulił mnie. Chcę znowu spędzać z Tobą całe noce na jedzeniu lodów i rozmawianiu o siatkówce ...
Tęsknie....

******

Leżę w łóżku, myślę o naszej rozmowie. Było trudno, ale nie tragicznie. Potrafiliśmy rozmawiać, a to już coś.

Ciekawe jak będzie jutro.

- Dobranoc Zbyszku. - mówię cicho, wiem, że tego nie usłyszysz.

Zamykam powieki.

Czy myślisz teraz o mnie?

Zasypiam.

Znowu mi się śnisz .....


**********
W końcu dodałam, tak samo jak na norwegian-dreams :D

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
 

sobota, 10 listopada 2012

4.




Idę na trening prawie jak na pewną śmierć  Boję się jak cholera. Na pewno spotkam tam Ciebie. Twój pierwszy trening w Resovii.

Siedzę cichutko, schowana za całą resztą sztabu, widzę Cię, rozmawiasz z resztą chłopaków. Chyba się dogadujecie. Wchodzi trener, wszyscy od razu milkną. "Wodzu" przedstawia cały zespół. nowym zawodnikom, mnie zostawił na koniec.
- A to asystentka naszego fizjoterapeuty, Amelia Zarzycka.
Obserwuję Twoją reakcję, lekko otwarte usta, wytrzeszczone ze zdziwienia oczy, a w nich walka uczuć  Podaję rękę "Nowym nabytkom". Podchodzę do Ciebie, wyciągam rękę, widzę, że się wahasz. Co zrobisz?
- Cześć 
Podajesz mi w końcu rękę, po walce, która toczyła się w Tobie. Jednak na więcej słów Cię nie stać  nawet na więcej nie liczę. Wiem, że mogłam dać Ci drugą szansę, każdy zasługuje, żeby ją dostać  ale wtedy myślałam, że to i tak by nic nie zmieniło. Czy się myliłam? Nie wiem.
- Hej.
Nic więcej nie mówię, chociaż chciałabym Ci tyle powiedzieć, o tyle zapytać,  ale nie potrafię. Twój wzrok nie jest taki jak kiedyś, jest taki ... pusty i paraliżuje mnie, mrozi każdą komórkę mojego ciała, mrozi serce.

***

Na treningu byłeś zdenerwowany, zdeterminowany w pewnym stopniu może zawiedziony, wyładowywałeś emocje na piłce, skupiałeś się na grze, ale parę razy łapałam Cię na patrzeniu w moim kierunku. Grałeś dobrze, bardzo dobrze, jesteś w formie, masz szansę stać się wielką gwiazdą Rzeszowskiej drużyny  Naszą tajną bronią, która będzie bombardowała przeciwników potężnymi atakami i zagrywkami.

Po treningu zbieram swoje rzeczy do niedużej sportowej torby. Zmierzam do głównych drzwi, lecz z bocznego korytarza dochodzą jakieś głosy. Kieruję swój wzrok w tamtą stronę, widzę Ciebie i Krzyśka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona tu jest?! Widziałeś jak jej szukałem i mnie pocieszałeś zamiast powiedzieć prawdę. Przez cały czas wiedziałeś!  - jesteś wkurzony na Ignaczaka, teraz rozumiem jak trudno było mu podejmować decyzję, jak bardzo starał się być fair w stosunku do mnie jak i zarówno do Ciebie.
- Melka zabroniła Ci mówić, zagroziła nawet, że wyjedzie z Polski. - mina Ci zrzedła nie podejrzewałeś, że aż tak bardzo chciałam od Ciebie uciec. Nie zdawałeś sobie sprawy jak Twoje słowa mnie zraniły.
- Mogłeś chociaż powiedzieć,  że przychodząc tu do klubu ją spotkam! Pomyślałeś o tym jak się będę czuł, jak się właśnie teraz czuję?! - rzucasz na odchodne, Twój głos nie jest już taki pewny, lekko się załamuje, odwracasz się w moją stronę z zamiarem wyjścia z budynku.
Nasze spojrzenia spotykają się kolejny raz dzisiaj, nie ukrywam bólu, mała łza spływa po moim policzku. Mam nadzieję, że jej nie zauważyłeś. Szybko zmierzam w stronę wyjścia. Otwieram dzrwi chłodne powietrze orzeźwia ciało i umysł, ale nie serce. Ono wciąż jest sparaliżowane Twoim spojrzeniem, takim pustym, bez wyrazu, jakbyś stracił jakiekolwiek uczucia do mnie, Wolałabym żebyś mnie nienawidził niż patrzył tak obojętnie.

***

Nie wiem gdzie idę, myślę o Tobie, widzę Twoje spojrzenie. Zatrzymuje się jakiś samochód. Przez otwartą szybę wychyla się Pit.
- Melka wsiadaj. - Wsiadam posłusznie. Potrzebuje przyjaciela. Nie jedziemy do mnie do niego też nie.
- Piter, gdzie jedziemy?
- Niespodzianka - uśmiecha się ciepło a mnie coś skręca. Czyżby Pani Maria miała rację?  - Melka co się z Tobą dzieje?
- Nic. - odpowiadam, miało wyjść obojętnie ale chyba nie uwierzył mi.

Przejeżdżamy przez most na Wisłoku. Zaraz Piotrek zatrzymuje samochód.
Z tego co wiem to w pobliżu nie ma żadnej kawiarenki czy innego miejsca, do którego byśmy kiedyś chodzili. Najczęściej umawialiśmy się w kawiarni przy hali albo na wypad do kina, ewentualnie spacer po parku z obowiązkowym wstępem na plac zabaw.

- Chodź. - wysiadam z samochodu, Piotrek bierze mnie za rękę i prowadzi w nieznanym mi kierunku.
- Piotrek, gdzie mnie ciągniesz?
- Zobaczysz.
- Mam tego dosyć  nie idę dalej! - staję i próbuję się zapierać  ale on jest TROCHĘ silniejszy. Odwraca i patrzy się na mnie tak jakoś dziwnie podejrzanie.
- Skoro tak to użyję innej metody  - uśmiecha się podstępnie i "przerzuca" mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków.
- To nie jest zabawne! Piotrek! proszę postaw mnie!  - wydzieram się, ale on jakby nie słyszał.  W końcu stawia mnie na ziemi.

- Melka powiedz mi co się dzieje? Czemu płakałaś?
- Piotrek to nie takie proste.
- Jeśli komuś powiesz, ulży Ci. -Waham się przez dłuższą chwilę. Jednak decyduję się mu opowiedzieć historię mojego życia. Od początku. Pomału.
- No dobrze. Wyjechałam z Gdańska, bo nie mogłam wytrzymać z rodzicami, oni ze mną też, nie byłam łatwym dzieckiem, ciągłe kłótnie czasami nawet ucieczki z domu. Wybrałam liceum w Warszawie. Bartmana spotkałam przypadkiem z ulicy. Szedł z Kubiakiem. Misiek na mnie wpadł, a wręcz staranował. Pozbierali mnie z ziemi i zaproponowali kawę w ramach przeprosin. Tak się zaczęło, potem zaczęłam chodzić na ich treningi. Bartman zawsze jak tylko mógł czekał na mnie pod szkołą, zabierał na spacer. Po roku znajomości Zibi wymyślił, żeby spróbować jakby to było jakbyśmy byli parą. Wypaliło.
Pojechałam z nimi na ME w plażówce. Wygrali. Wtedy Bartman dał mi medal jako "dowód miłości". Przetrwaliśmy przez liceum, chociaż on grał w Sosnowcu. trudniej było jak wyjechał do Włoch. Na mojej studniówce był. Obiecał, i był. Było trudno jak cholera. Zaczęłam studia. Na drugim roku zamieszkałam z Bartmanem bo znowu zawitał do Warszawskiego klubu, tym razem z Kubiakiem. Nie mogłam pójść na mecz bo miałam dużo nauki. Przegrali ten mecz, w wykonaniu Zbyszka był porażką, niestety. Wrócił wkurzony i się pokłóciliśmy. Powiedział, że przeszkadzam mu w karierze. Spakowałam się i wyszłam. Tydzień później po zaliczeniach przeprowadziłam się do Rzeszowa. Nie miałam kontaktu z Bartmanem, aż do dziś. To dlatego zawsze na mecze z Jastrzębskim "chorowałam", to dlatego nie pojawiałam się na meczach reprezentacji. Unikałam go, ale teraz to już raczej nie wyjdzie. - skończyłam mój monolog. Patrzę na Piotrka, on nie wie co powiedzieć, myślał, ze nie znam Bartmana. A tu taka niespodzianka.
- Nie wiedziałem. - mruczy cicho, a ja uśmiecham się do niego blado ocierając łzy wywołane wspomnieniami. Odwzajemnia gest - Mela zobacz, - mówi tonem przyjaznym, chcąc dodać mi otuchy i pocieszyć - jesteśmy po tej stronie Wisłoka. Hala jest tam, Zibi jest tam i twoje problemy są tam. Zapomnij o nich teraz, a przynajmniej się postaraj. Co powiesz na kawę i ciastko?

***
Wracam do domu
Spędziłam z nim miłe popołudnie. Przy nim potrafiłam zapomnieć o Tobie. Zdziwiło mnie, że się przed nim otworzyłam. Miał to być zamknięty już rozdział, ale jednak się nie udało.

Cisza.
Znowu ona mnie wita. Nie mam zwierzaka, jedynym akceptowanym przeze mnie stworzeniem był Bobek, którego zostawiłam uciekając od Ciebie. Słodki, malutki, zawsze szczekał radośnie gdy mnie widział.
Piję sok, stojąc oparta o blat w kuchni, widzę salon, małą jadalnie.
Cisza.
Chwytam torebkę, klucze do mieszkania, wychodzę, uciekam od własnego życia, samotnego. Nie chce tak dłużej żyć  chce mieć kogoś kto będzie mnie budził pocałunkami, robił kawę, bawił się moimi włosami. Chcę kogoś kto mnie przytuli, gdy będę smutna nie pytając o nic, kto będzie się razem ze mną cieszył. Kogoś kto zechce się ze mną zestarzeć.
Idę w stronę parku, mijam zakochane pary, a łzy same cisną mi się do oczu. Szczęśliwe małżeństwo z dwóją dzieci. Mijam ich patrząc z lekką zazdrością, blado się uśmiechając.
Czy jest na tym świecie osoba, która jest szczęśliwa sama, która nie potrzebuje tej drugiej połówki, osoby, która zawsze będzie przy niej do normalnego funkcjonowania? Na pewno nie ja. Nie chce spędzić kolejnych lat sama.
Przysiadam na jednej z ławek, nikogo nie ma w pobliżu, ukrywam twarz w dłoniach i zaczynam szlochać,  nie mogę już tego tłumic w sobie, te łzy przypominają mi, a raczej uświadamiają jak bardzo jestem żałosna. Odrzuciłam tylu facetów, niektórym nie dałam się nawet na głupią kawę zaprosić  Czy byłabym szczęśliwa z którymś z nich? Pewnie nie, bo cały czas Ty siedzisz mi w głowie. Twoje zielone oczy, które nie patrzą już na mnie tak, jak kiedyś. To boli, cholernie boli.
Tęsknię.
Z rozmyślań wyrywa mnie szczekanie, jakby znajome, podnoszę głowę i dostrzegam małego Yorka, przez łzawą mgłę dostrzegam, że to Bobek. Szczęście wypełnia mnie, lecz dociera do mnie, że sam przecież nie mógł tu przyjść  Za chwilę dostrzegam Ciebie, idziesz i wołasz pupila. Rzucam patyk i mówię temu małemu bąblowi, żeby sobie poszedł, ale to uparte zwierze po prostu siedzi i wpatruje się we mnie tymi ślicznymi ślepiami. Poddaję się i głaszcze go, a on tylko merda wesoło ogonkiem, tak jak zawsze gdy go głaskałam.
Zmierzasz w moją stronę pewnym krokiem, lecz gdy mnie rozpoznajesz Twój krok zmienia się nagle na niepewny i wolniejszy. Podnoszę wzrok, a Ty dostrzegasz moje zapłakane oczy i ślady łez na policzkach. W Twoich tęczówkach nie widzę już tej obojętności, lecz troskę i w pewnym stopniu zrozumienie.

**********

 jest coś takiego ;D
w przyszłym tygodni mam próbne egzaminy i lekko mówiąc je olewam XD
nie wiem kiedy przyszły rozdział. Muszę się teraz zastanowić co będzie dalej i jak się potoczy ich rozmowa. ;D

KOMENTUJCIE <33

niedziela, 14 października 2012

3.



O dziesiątej jestem już na miejscu korzystając z okazji wybieram się do mojego dawnego lokum. W mieszkaniu w Warszawie mieszka teraz tylko moja dawna współlokatorka Majka. Dzisiaj niestety jest w pracy więc jej nie spotkam. Idę po schodach na 4 piętro, z każdym stopniem mam wątpliwości, z każdym stopniem coraz wyraźniej widzę momenty z przeszłości. Jak wnosiłeś mnie na górę, bo skręciłam kostkę na lodzie, jak mnie całowałeś przed drzwiami na pożegnanie. Przekręcam kluczyk. Drzwi otwierają się z charakterystycznym skrzypnięciem co wywołuje kolejny napływ wspomnień. Buty i torebkę zostawiam w przedpokoju. Zmierzam w stronę kuchni, oparta o framugę przyglądam się pomieszczeniu. Widzę trochę już rozmazany obraz Ciebie robiącego jajecznicę na śniadanie, podśpiewujesz przy tym tylko Tobie znaną piosenkę. Salon, leżę na kanapie z głową na Twoich kolanach bawisz się moimi włosami i wysłuchujesz jaki to koszmarny dzień miałam na uczelni, później opowiadasz o treningu, o kolejnym zbliżającym się meczu. Twoje oczy zawsze świeciły gdy mówiłeś o siatkówce. Zatrzymuję się przed drzwiami do mojego dawnego pokoju. Nic się nie zmieniło od tego dnia w którym podjęłam decyzję o wyjeździe. Spakowałam się z pomocą Majki a Krzysiek zabrał mnie do Rzeszowa. Jest, sporawe, czarne pudełko stojące w koncie. Po nie tu przyszłam.

*********

Stoję oparta o samochód Pita. Obserwuję ludzi przed lotniskiem, większość ma na sobie biało-czerwone koszulki, szaliki, flagi i wszystko co tylko można określić barwami narodowymi. Prawdziwych kibiców jest więcej niż sezonowców albo hotek. Przyszli tu po to, by Was wesprzeć  by pokazać że nie jesteście sami, by udowodnić  że słowa: "dumni po zwycięstwie, wierni po porażce" są prawdą. Ciekawi mnie czy wiecie ilu ludzi przekonaliście do siatkówki. U niektórych kończy się na kibicowaniu, ale niektórzy postanowili spróbować swoich sił na parkiecie. Jedni zostali na dłużej, a inni stwierdzili, że to nie dla nich. Dalej trochę przy nowym audi stoi Twoja siostra, co jakiś czas nerwowo spogląda na zegarek. Z gmachu lotniska wyłania się Pit, machający do mnie z szerokim i szczerym uśmiechem. Odwzajemniam gest, lecz po chwili uśmiech blednie bo za nim idziesz Ty. Rozmawiacie przez chwilę, otacza was nowa grupka fanów. Autograf, zdjęcie, autograf, autograf, zdjęcie. To wszystko za czym tak tęskniłam: Twoje czarne włosy, zielone oczy, umięśnione ciało i uśmiech, którym zdobyłeś moje serce. W końcu po 15 minutach grupka znika. Żegnacie się. Pit zmierza do mnie szybkim krokiem, a ja jak skończona idiotka gapię się na Ciebie i zastanawiam czy dalej używasz tych samych perfum, tego samego szamponu i czy Twoje usta tak samo smakują jak 2 lata temu. Czuję nagle ręce Piotrka na swojej talii, podnosi mnie i mocno przytula. Tylko jego silne ramiona trzymają mnie w tej chwili, bez niego rozpadłabym się.

*********

Poszliśmy jeszcze do restauracji na obiad. Siatkarze dużo jedzą.
Całą drogę do Rzeszowa prowadzi Piter. Porozmawiałam z nim trochę, zapytał o pudełko powiedziałam, że są to jeszcze moje rzeczy z Warszawy, które Majka znalazła jak robiła porządki. Opowiada teraz o Londynie, o nastrojach przed meczami, o nadziejach, o przeczuciach przed meczem z Rosją i o gorzkim smaku porażki. W jego oczach pojawia się smutek gdy o tym mówi. Igrzyska skończyły się dla Was stanowczo za wcześnie. Jestem zmęczona, nawet nie wiem kiedy zasypiam.

*Siedzę w swoim mieszkaniu, znowu sama. Oglądam jakiś mecz, za oknem leje jak z cebra, a chciałam się wybrać na spacer. Słyszę dzwonek do drzwi, zmierzam wolnym krokiem w tym kierunku. Otwieram i staję oniemiała. Stoisz w drzwiach cały przemoczony. Twoje oczy, zielone, takie piękne, patrzą na mnie przepraszającym wzrokiem. Moje natomiast przybrały wielkość pięciozłotówek.

- Co tu robisz? - pytam wyraźnie zdziwiona. Byłeś ostatnią osobą, której się spodziewałam

- Proszę, wybacz mi i daj nam drugą szansę.

Robisz delikatny krok w moją stronę, dzieli nas już niewielka odległość. Gładzisz ręką mój policzek i składasz delikatny pocałunek na moich ustach. Delikatny, niepewny, ale też upragniony. Tak bardzo tęskniłam. Stoisz nadal wystarczająco blisko. Robię maleńki kroczek i mocno wtulam się w Twoją klatkę piersiową*

Słysze niewyraźny głos Pita, który burzy mój idealny świat. Otwieram zaspane oczy.

- Już jesteśmy. Pomóc ci z tym pudłem? - mówi troskliwie.

- Nie, nie trzeba, ale może wejdziesz na kawę?

- Nie, pojadę już. Do zobaczenia na treningu. - Podchodzi i niepewnie mnie przytula. Może Pani Maria miała rację. Ranię go jeśli to prawda.

Patrzę jak się odwraca, wsiada do samochodu i odjeżdża.

****************

Powolnym krokiem wchodzę po schodach.

Wino, dwa pudełka i cały wieczór przede mną. Jedno, to które zabrałam z Warszawy dwa lata temu i to, które Majka miała Ci oddać  Zaczynam od tego pierwszego. Wspólne zdjęcia  prezent, który miałam dać Ci na urodziny, ale nie zdążyłam. Moja bluzka, którą tak kochałeś. Mówiłeś, że jak kiedyś będziesz grał w kadrze to będę miała koszulkę z Twoim numerem i będę musiała być na wszystkich meczach. Nie byłam na żadnym. Wiele razy Krzysiek mi to proponował, ale odmawiałam, wiedziałam, że sprawiam mu tym ból. Wtedy nie widziałam innego rozwiązania, za wszelką cenę chciałam uciec. Zmieniłeś się przez ten czas. lekki zarost, o którym wcześniej nawet nie myślałeś, teraz często gości na Twojej twarzy. Przybyło Ci mięśni, ale to tylko uczyniło Cię bardziej seksownym w moich oczach. No i ten tatuaż. Napis mi się podoba. Kiedyś Cię zapytam co on dla Ciebie znaczy. Ciekawe tylko czy będę miała ku temu okazję?

Drugie pudełko: Twoje rzeczy. Twoja bluzka, w której tak często chodziłam chociaż była bardzoooo za duża  prezenty od Ciebie. Klucze do Twojego mieszkania. I to co zawsze było i będzie dla mnie najcenniejsze: medal, który mi dałeś jako "dowód miłości". Pamiętam tą scenę.
"Byliśmy razem już dwa miesiące, wtedy wydawało nam się, że to już tak na zawsze, do śmierci. Łatwo tak mówić  gdy ma się 17 i 18 lat i gdy o życiu wie się jeszcze nie wiele, a o prawdziwej i wiecznej miłości nic.
Miałeś z Miśkiem Mistrzostwa Europy w plażówce, oczywiście byłam i dopingowałam, wygraliście. Byliście tacy dumni, nic więcej do szczęścia nie potrzebowaliście, nie myśleliście o przyszłości. Gdy emocje trochę opadły, szepnąłeś mi do ucha, że ten medal jest dla mnie. Gdy wracaliśmy już do Warszawy, było chłodno i dałeś mi swoją bluzę, dopiero w swoim pokoju, w internacie znalazłam w kieszeni ten medal. On na prawdę był dla mnie, wtedy też zrozumiałam ile dla siebie nawzajem znaczymy."

  A teraz, czy w ogóle będziemy potrafili ze sobą rozmawiać?
    Czy będziemy krzyczeć?
      Czy milczeć?






*************************
Rozdział urodzinowo-Domkowy ;D  bo to take małe wesołe, co jak się wkurzy to rozwala drzwi :*

Kocham Cię i dziękuję za wszystko <33


Co do rozdziału; to ni ma szału :P

niedziela, 7 października 2012

2.


Oglądam mecz z Rosją u Ignaczaków. Zarówno Iwona i dzieci jak i ja mamy na sobie koszulki Polskiej reprezentacji z numerem 16. Kibicujemy zacięcie, obie mamy łzy w oczach, dzieci nawet nie zwracają na nas uwagi pochłonięte kolejną znakomitą akcją Rosjan, niestety nie Waszą.
Mecz skończony, nie zagracie o medal. Pokazują wasze smutne, i zapłakane twarze. Widzę Ciebie, Twoje smutne oczy. Nie wytrzymuje, jeszcze większy strumień łez leje się po moich policzkach. Mam ochotę Cię przytulić  tak po prostu, bez wyjaśnień, sama nie wiem czemu tego tak bardzo chcę.

*******

Dzieci już śpią. Zawsze się uśmiechałam widząc te szczęśliwe twarzyczki. A ich radość na widok Krzyśka wracającego do domu po jakimś wyjeździe. To się nazywa miłość i prawdziwa rodzina.
Siedzę na tarasie, jest tak cicho, spokojnie, nie to co moje mieszkanie w centrum Rzeszowa.

- Chodź, weźmiemy wino, i jakieś ciastka. - wychyla się Iwona, w jednej chwili wstaję na równe nogi i posłusznie podążam za nią.

Na stoliku na tarasie znajdują się już ciastka i oczywiście wino. Usadawiamy się wygodnie w miękkich fotelach ogrodowych.

- Co zamierzasz zrobić?

- Z czym?

- Melka nie udawaj. - patrzy na mnie wymownie, już rozumiem o co jej chodzi, ale poczekam aż dokończy. - mówię o Zbyszku, przecież i tak dojdzie do wszego spotkania. Porozmawiasz z nim?

- Nie wiem czy on będzie chciał ze mną rozmawiać  a poza tym to chyba nie mamy o czym.  Wiesz, zastanawiam się czy to jest sprawiedliwie wobec niego. Bo mi Krzysiek powiedział, a mu nie, przynajmniej z tego co wiem, jak mnie zobaczy, zdziwi się. Myśli pewnie, że siedzę u rodziców, w Gdańsku.

- Masz rację, powinien mieć czas, ale Krzysiek się obawia tego, że pod wpływem chwili może nawet wycofać się z kontraktu. Obawia się jego charakteru.

- I mi to mówisz. - uśmiecham się blado, znam Cię, a może lepiej pasuje znałam? Upijam łyk wina. Obie uwielbiamy ten trunek. Miłe ciepło rozchodzi się po moim ciele.

- Może on myśli inaczej. Dobrze wiesz jak żałował tego co zrobił. Ile razy Miśka wysyłał do Ciebie? Go nie chciałaś widzieć.

- Dużo razy, ale wiem, że ten związek nie miał przyszłości. Przed zerwaniem cały czas miał do mnie jakieś wyrzuty. Czasami sama zastanawiałam się czy tego nie skończyć, ale za bardzo go kochałam. Byłam wręcz uzależniona.

- Dlaczego nie próbowałaś z nim rozmawiać?

- Iwona tyle razy już ci mówiłam. Jak głupia chciałam go przy sobie zatrzymać,  mieć na zawsze. Nie zaczynałam tego tematu, bo bałam się, że odejdzie. I tak to zrobił w końcu.

Porozmawiałyśmy z Iwoną gdzieś do drugiej, cieszę, że ją mam, o wielu sprawach wie tylko ona, nawet Krzyśkowi nie wszystko mówię. Mówi prawdę, zawsze, nawet tą najbrutalniejszą, ale za to właśnie ją kocham.

Leżę na przygotowanej dla mnie kanapie, próbuję zasnąć ale zamiast tego myślę co Ci powiem jak się spotkamy, jak już będziesz wiedział, że to ja. Nie wiem jak teraz wygląda Twoje życie, czy kogoś masz. Nie wypytuje Krzyśka, z Iwoną też o tym nie gadamy, a oni boją się poruszać tego tematu. Nie wiem czy lepiej jest jak nie wiesz o tym, że mnie tu spotkasz, czy lepiej jakbyś wiedział. Ale też nie dziwią mnie obawy Igły, z Twoim charakterem wszystko jest możliwe.

*******

Czuję na sobie ciężar czyjegoś ciała. Otwieram zaspane oczy, razi mnie słońce,  które świeci prosto w duże okno pokoju. Mrużąc oczy dostrzegam uśmiechniętą twarz Dominiki.

- Melka, wstawaj! mama zrobiła śniadanie i kazała cię obudzić.

- Już idę.

Staję w drzwiach oparta o ich framugę. Przyglądam się Iwonie, czeto zastanawiam się skąd ona bierze tyle energii, dla dzieci, dla Krzyśka i dla mnie też bo wiem, że często nie może ze mną wytrzymać.

- Dzień dobry. - Zwraca się do mnie z uśmiechem na twarzy, ale i tak wiem, że jest jej smutno z powodu Waszej przegranej.

- Hej. - odwzajemniam uśmiech i siadam przy stole. Iwona stawia przede mną kubek gorącej kawy.

- Na pewno nic nie zjesz? - kręcę głową na znak, że nie. Moje śniadanie zawsze tak wyglądało. Dodaje jeszcze tonem lekko zmartwionym. - wykończysz się takim trybem życia.

- Nie musisz się o mnie martwic. - Piję powoli kawę, rozmawiając z Iwoną o najmniej ważnych rzeczach.

*******

Jestem już w domu. Iwona pojechała z dzieciakami na zakupy do szkoły.
Zimny prysznic, gęsia skórka pojawia się na moim ciele pod wpływem temperatury wody, potrzebowałam tego. Rozlega się dźwięk mojego telefonu, ale jakoś mnie to nie obchodzi, jak coś to oddzwonię.
Po godzinie opuszczam łazienkę świeżutka i pełna energii. Zmierzam w stronę kuchni, gdy nagle przypominam sobie o telefonie. Zawracam do przedpokoju, szukam go w torebce, kończy się tym, że wszystko z niej wywalam.Na wyświetlaczu dostrzegam " 2 nieodebrane połączenia od: Pit"  zastanawiam się czy oddzwonić czy napisać  A co jeżeli nie może rozmawiać, czyli jednak piszę sms'a.
   "Hej Piter, przepraszam ,nie mogłam odebrać  Odpisz czy mogę zadzwonić albo sam zadzwoń, o ile jeszcze chcesz :)"  Naginam lekko fakty, nie musi wiedzieć  że brałam prysznic i bardziej mi się nie chciało niż nie mogłam. Za chwilę dzwoni. Cały Pit, rzadko kiedy obchodzą go własne potrzeby, woli pomagać innym.

- Hej Piter, naprawdę przepraszam, ze nie odebrałam.

- Coś ty Melka, nic się nie stało. Ale mam prośbę. Jutro wracamy i muszę załatwić coś w Warszawie. Więc tam wyląduję. I chodzi o to czy mogłabyś po mnie przyjechać?

- No pewnie. Dla Ciebie wszystko. - słyszę jego delikatny śmiech, lubię gdy się tak śmieje. - ale nie boisz się mojego samochodu? Zawsze Cię przerażał? - no wiem nie był największy  raz jak go na trening podwoziłam ledwo się wygramolił. Przepraszam bardzo, nie jestem taka duża jak on, a Igła się mieści... jakoś.

- Dlatego weźmiesz mój. Klucze do mieszkania są u sąsiadki, miła, starsza pani zadzwonię do niej i dam jej twój numer. Jak będziesz u mnie to zadzwoń.

- Nie wiem czy wszystko zrozumiałam i poprawnie przyjęłam do wiadomości. O której będziesz na Okenciu?

- O 11.

- O matko, przez ciebie się nie wyśpię. Dobra to do zobaczenia jutro. O której mam pojechać po twój samochód.

- Pani Maria do ciebie zadzwoni. Do zobaczenia jutro i jeszcze raz dziękuję Melka.

- Nie ma za co.

*******

Piję pomału kawę, siedząc w salonie i czytając książkę. Samotność jest przytłaczająca i to bardzo. Czasami w samotne wieczory dopada mnie niezbyt fajna wizja mnie za 30 lat. Siedzę w znienawidzonym mieście, w bloku zamiast w skromnym domku na obrzeżach z uroczym ogródkiem. Ale to nie jest najgorsze, najgorsze jest to, że nikogo ze mną nie ma. Jestem sama tak jak teraz albo jeszcze gorzej. Jestem 50 letnią starszą panią, bez perspektyw na życie i samotną jak cholera.

*******

Dzwoni budzik, jest piąta rano, jak dla mnie to środek nocy...
Ogarnięta już siadam w kuchni i pije kawę. Pani Maria była bardzo miła. Wmusiła we mnie herbatę i ciastka, bo jak twierdzi kawa jest niezdrowa. Jak powiedziała o tym, jak to z Piotrkiem do siebie pasujemy to o mało nie wyplułam tej herbaty na jej piękny obrus. Próbowałam jej wytłumaczyć, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale ona wie lepiej bo: "Widzę jak mu się oczy świecą za każdym razem gdy o tobie mówi. Moje dziecko, na każdy trening leci jakby ktoś mu skrzydła dał. Leci tak do ciebie". Nie dyskutowałam już z nią o tym, zaraz opuściłam jej mieszkanie.

Jadę skupiona na drodze, ale w głowie cały czas mam jej słowa. Nie widziałam żadnych znaków ze strony Piotrka, traktował mnie jak kumpli z drużyny  A może po prostu żyjąc cały czas toksyczną miłością do Ciebie nie chciałam tych znaków widzieć.  Sama nie wiem czy nadal Cię kocham, ale wszystkich napotkanych facetów zbywałam z powodu najmniejszych wad, a Ty, masz przecież 24243546757 razy więcej wad. Ślepa byłam i ich nie widziałam.

Czy nadal jestem ślepa?


******************

Jest takie coś. Mam już kawałek następnego. Szkoła.....
Już w listopadzie próbne egzaminy -,-.  Jeżeli będzie koniec świata to opowiadania nie skończę i okaże się, że zmarnowałam całe życie na naukę :'-C.
Ale na razie jakoś żyję i nie narzekam za bardzo.
Pozdrawiam.

PS.: Jeśli czytasz. Zostaw komentarz? Króciutki, ale zostaw. ;***
Dziękuję.




środa, 29 sierpnia 2012

1

 piosenka


Nie mogłam zostawić siatkówki, za wiele dla mnie znaczy. Tylko za rozkochanie mnie w siatkówce Ci dziękuję. Zastanawiałam się czy medycyna czy możne konkretniej fizjoterapia. Zdecydowałam się na to drugie. Dzięki Tobie po części.
Krzysiek załatwił mi pracę w Asseco Resovi. Jestem asystentką fizjoterapeuty. Tak, wiem nie ma to jak praca załatwiona po znajomości, ale dzięki temu zajmuję się tym co kocham.

Idę na kolejny trening. Mimo wszystko kocham tą bandę facetów. W drodze na halę spotykam Igłę, na powitanie mocno mnie przytula i całuje w policzek.

- Hej Melka. Wiesz, musimy się spotkać po treningu. Co powiesz na kawę?

- Z tobą zawsze i wszędzie Krzysiu.

Oboje uśmiechnięci, zajęci rozmową o pierdołach wchodzimy na halę. Krzysiek idzie się przebrać a ja zmierzam w stronę Pita żeby mu rozmasować trochę plecy. Musze się przyznać, że często gapię się na ich mięśnie...
Przez cały trening Ignaczak wydawał mi się jakiś zamyślony, jakby czymś sie martwił. Obawiam się, że może mieć to związek z naszą rozmową. Teraz czekam na niego pod halą. O idzie, chyba się spieszył bo nawet włosów nie wysuszył. Jak się przeziębi to nie moja wina.

- Tam gdzie zawsze? - można to traktować jak pytanie retoryczne, bo wiem, że pójdziemy do naszej ulubionej kawiarni.

- Tak.

Idziemy rozmawiając o bzdetach. Wchodzimy do pomieszczenia, nie ma tu dużo ludzi. Siadamy przy naszym ulubionym stoliku przy oknie. Zawsze obserwowaliśmy ludzi na zewnątrz, niektórzy nas śmieszyli. Rozmawiając przez telefon śmiesznie gestykulowali, miny które robiło dziecko wysłuchując krzyczącej na nie matki. Wszystkie takie małe rzeczy, bo przecież jakby nie patrzeć nasze całe życie składa się z maleńkich szczegółów, które tworzą naszą osobowość.
Zamawiamy kawę, Krzysiek jeszcze pozwolił sobie na kawałek szarlotki. Pochłania go z prędkością światła. Siedzimy, rozmawiając o tych ludziach na zewnątrz. W pewnym momencie, dociera do mnie, że on chce mi coś powiedzieć ale się boi. Tylko pytanie: Czego?

- Krzysiu, wiem, że nie zaprosiłeś mnie tu żeby gadać o pierdołach. O co chodzi? - patrzę mu w oczy, szukając tam odpowiedzi. Jedyne co mogę dostrzec to obawa. Tylko cholera jasna przed czym?

- No tak. Bo wiesz jest taka sprawa. Nie chciałem żebyś się dowiedziała z internetu albo dopiero od trenera. Jest już pewne kto zastąpi Grozera. - przerywa, następuje cisza. W mojej głowie walka myśli. No kurna mów w końcu.

- Kto? Kto go zastąpi? - nie wytrzymuje. Nie wiem czemu ale mam jakieś dziwne poczucie lęku. Bo czego ja się mam bać, sama nie wiem co się ze mną dzieje.

- Zibi. - mówi, ściszonym tonem. Coś we mnie pęka. Wydaje mi się, że to mur którym się broniłam przed wspomnieniami o Tobie.

- Krzysiu, przepraszam, ale ja już, chyba pójdę. Dziękuje, że mi to powiedziałeś.

- Odprowadzić cię? - już wiem czego się obawiał. Mojej reakcji, tego, że pod wpływem impulsu mogę zrobić coś głupiego.

- Nie, nie trzeba. Chcę pobyć sama. Nie obraź się, proszę.

- No coś ty, rozumiem. Tylko nie rób nic głupiego.

Idę ulicami Rzeszowa. Nie obserwuję osób, które mijam, nie zastanawiam się nad ich życiem, ich problemami, ponieważ moje własne mnie przerastają. Wchodzę do mieszkania. Jego wystrój mi się nawet trochę nie podoba. Urządziłam je tak, jak Ty byś tego na pewno nie zrobił. Wszystko na odwrót. Ściany są pomalowane na kolory których nie znosisz. Zasłony w oknach, chociaż wiem, że wolałbyś rolety, ja też ale wtedy nie chciałam, żeby taka rzecz jak chociażby kubek do kawy mi o Tobie przypominał. Biorę z kuchni swoje ulubione wino i kieliszek, idę w stronę łazienki, długa kąpiel to to czego mi trzeba, włączam radio, lecą jakieś wesołe piosenki, ale mnie to nie obchodzi wciąż słyszę Twoje imię wypowiadane przez Ignaczaka. Odbija się echem w mojej głowie, teraz kompletnie pustej, o niczym nie myślę tylko o Tobie.
Wychodzę z łazienki, w szlafroku, w kolorze, którego nie lubisz, kiedyś miałam niebieski, bardzo go lubiłeś, teraz mam strasznie mało niebieskich rzeczy. Spoglądam pod łóżko, znajduje się tam pudełko, a w nim, przeszłość, nasza wspólna przeszłość. Nie jeszcze nie jestem gotowa, może jutro, a może za miesiąc, zajrzę tam, na pewno zajrzę. W końcu przeszłość mnie dogoniła, teraz muszę się z nią zmierzyć, z Tobą.
Na piżamę zakładam za dużą, ciepła bluzę, wychodzę na balkon, niebo jest dzisiaj piękne. Słysze jak z radia wydobywają się pierwsze nuty piosenki 3 Doors Down - Here Without You.
Pierwsza łza spływa po moim policzku, na pewno nie ostatnia tej nocy.


+++++++
no jest jedynka :P i tak poza tym to #HappyBirthdayBartoszKurek  Biczyssss XD


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

PROLOG

Ucieczka? Nie. To nie była ucieczka. Bo jak można uciec od czegoś, czego nie ma, czego JUŻ nie ma? To było bardziej jak chęć rozpoczęcia nowego rozdziału, bez ludzi, miejsc, przedmiotów przypominających o przeszłości. Przeszłości o której chce zapomnieć.
To była śmierć. Śmierć cząstki mnie. Cząstki powiązanej z NIM. Spalenie tomu mojego życia zatytułowanego JEGO imieniem. Tom ten mogły przeczytać tylko dwie osoby, osoby które pomogły mi wtedy przeżyć, pomogły zapomnieć. Krzysztof i Iwona Ignaczakowie. Byli. Są. Będą. Zawsze.

Co TY wtedy czułeś? Nie wiem. Ale wiem, że nie byłeś sam. Miałeś Kubiaka. Może próbowałeś topić smutki w alkoholu, może pomagał CI przelotny seks. A może zabunkrowałeś się na hali albo siłowni i trenowałeś do upadłego. Nie wiem i chyba już się nie dowiem.
 

Przeszłość była tematem zapomnianym i nie poruszanym. Do teraz .....

+++++++++++++++++++
 Krótko, bo o to chodziło :P jutro może pojutrze pojawi się pierwszy rozdział. Obiecuję, że będzie dłuższy niż prolog. Już nawet kawałek mam napisany. :) No to miłego czytani tym co to czytać będą. Wiedzcie, że Was kocham <333