sobota, 10 listopada 2012
4.
Idę na trening prawie jak na pewną śmierć Boję się jak cholera. Na pewno spotkam tam Ciebie. Twój pierwszy trening w Resovii.
Siedzę cichutko, schowana za całą resztą sztabu, widzę Cię, rozmawiasz z resztą chłopaków. Chyba się dogadujecie. Wchodzi trener, wszyscy od razu milkną. "Wodzu" przedstawia cały zespół. nowym zawodnikom, mnie zostawił na koniec.
- A to asystentka naszego fizjoterapeuty, Amelia Zarzycka.
Obserwuję Twoją reakcję, lekko otwarte usta, wytrzeszczone ze zdziwienia oczy, a w nich walka uczuć Podaję rękę "Nowym nabytkom". Podchodzę do Ciebie, wyciągam rękę, widzę, że się wahasz. Co zrobisz?
- Cześć
Podajesz mi w końcu rękę, po walce, która toczyła się w Tobie. Jednak na więcej słów Cię nie stać nawet na więcej nie liczę. Wiem, że mogłam dać Ci drugą szansę, każdy zasługuje, żeby ją dostać ale wtedy myślałam, że to i tak by nic nie zmieniło. Czy się myliłam? Nie wiem.
- Hej.
Nic więcej nie mówię, chociaż chciałabym Ci tyle powiedzieć, o tyle zapytać, ale nie potrafię. Twój wzrok nie jest taki jak kiedyś, jest taki ... pusty i paraliżuje mnie, mrozi każdą komórkę mojego ciała, mrozi serce.
***
Na treningu byłeś zdenerwowany, zdeterminowany w pewnym stopniu może zawiedziony, wyładowywałeś emocje na piłce, skupiałeś się na grze, ale parę razy łapałam Cię na patrzeniu w moim kierunku. Grałeś dobrze, bardzo dobrze, jesteś w formie, masz szansę stać się wielką gwiazdą Rzeszowskiej drużyny Naszą tajną bronią, która będzie bombardowała przeciwników potężnymi atakami i zagrywkami.
Po treningu zbieram swoje rzeczy do niedużej sportowej torby. Zmierzam do głównych drzwi, lecz z bocznego korytarza dochodzą jakieś głosy. Kieruję swój wzrok w tamtą stronę, widzę Ciebie i Krzyśka.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ona tu jest?! Widziałeś jak jej szukałem i mnie pocieszałeś zamiast powiedzieć prawdę. Przez cały czas wiedziałeś! - jesteś wkurzony na Ignaczaka, teraz rozumiem jak trudno było mu podejmować decyzję, jak bardzo starał się być fair w stosunku do mnie jak i zarówno do Ciebie.
- Melka zabroniła Ci mówić, zagroziła nawet, że wyjedzie z Polski. - mina Ci zrzedła nie podejrzewałeś, że aż tak bardzo chciałam od Ciebie uciec. Nie zdawałeś sobie sprawy jak Twoje słowa mnie zraniły.
- Mogłeś chociaż powiedzieć, że przychodząc tu do klubu ją spotkam! Pomyślałeś o tym jak się będę czuł, jak się właśnie teraz czuję?! - rzucasz na odchodne, Twój głos nie jest już taki pewny, lekko się załamuje, odwracasz się w moją stronę z zamiarem wyjścia z budynku.
Nasze spojrzenia spotykają się kolejny raz dzisiaj, nie ukrywam bólu, mała łza spływa po moim policzku. Mam nadzieję, że jej nie zauważyłeś. Szybko zmierzam w stronę wyjścia. Otwieram dzrwi chłodne powietrze orzeźwia ciało i umysł, ale nie serce. Ono wciąż jest sparaliżowane Twoim spojrzeniem, takim pustym, bez wyrazu, jakbyś stracił jakiekolwiek uczucia do mnie, Wolałabym żebyś mnie nienawidził niż patrzył tak obojętnie.
***
Nie wiem gdzie idę, myślę o Tobie, widzę Twoje spojrzenie. Zatrzymuje się jakiś samochód. Przez otwartą szybę wychyla się Pit.
- Melka wsiadaj. - Wsiadam posłusznie. Potrzebuje przyjaciela. Nie jedziemy do mnie do niego też nie.
- Piter, gdzie jedziemy?
- Niespodzianka - uśmiecha się ciepło a mnie coś skręca. Czyżby Pani Maria miała rację? - Melka co się z Tobą dzieje?
- Nic. - odpowiadam, miało wyjść obojętnie ale chyba nie uwierzył mi.
Przejeżdżamy przez most na Wisłoku. Zaraz Piotrek zatrzymuje samochód.
Z tego co wiem to w pobliżu nie ma żadnej kawiarenki czy innego miejsca, do którego byśmy kiedyś chodzili. Najczęściej umawialiśmy się w kawiarni przy hali albo na wypad do kina, ewentualnie spacer po parku z obowiązkowym wstępem na plac zabaw.
- Chodź. - wysiadam z samochodu, Piotrek bierze mnie za rękę i prowadzi w nieznanym mi kierunku.
- Piotrek, gdzie mnie ciągniesz?
- Zobaczysz.
- Mam tego dosyć nie idę dalej! - staję i próbuję się zapierać ale on jest TROCHĘ silniejszy. Odwraca i patrzy się na mnie tak jakoś dziwnie podejrzanie.
- Skoro tak to użyję innej metody - uśmiecha się podstępnie i "przerzuca" mnie sobie przez ramię jak worek ziemniaków.
- To nie jest zabawne! Piotrek! proszę postaw mnie! - wydzieram się, ale on jakby nie słyszał. W końcu stawia mnie na ziemi.
- Melka powiedz mi co się dzieje? Czemu płakałaś?
- Piotrek to nie takie proste.
- Jeśli komuś powiesz, ulży Ci. -Waham się przez dłuższą chwilę. Jednak decyduję się mu opowiedzieć historię mojego życia. Od początku. Pomału.
- No dobrze. Wyjechałam z Gdańska, bo nie mogłam wytrzymać z rodzicami, oni ze mną też, nie byłam łatwym dzieckiem, ciągłe kłótnie czasami nawet ucieczki z domu. Wybrałam liceum w Warszawie. Bartmana spotkałam przypadkiem z ulicy. Szedł z Kubiakiem. Misiek na mnie wpadł, a wręcz staranował. Pozbierali mnie z ziemi i zaproponowali kawę w ramach przeprosin. Tak się zaczęło, potem zaczęłam chodzić na ich treningi. Bartman zawsze jak tylko mógł czekał na mnie pod szkołą, zabierał na spacer. Po roku znajomości Zibi wymyślił, żeby spróbować jakby to było jakbyśmy byli parą. Wypaliło.
Pojechałam z nimi na ME w plażówce. Wygrali. Wtedy Bartman dał mi medal jako "dowód miłości". Przetrwaliśmy przez liceum, chociaż on grał w Sosnowcu. trudniej było jak wyjechał do Włoch. Na mojej studniówce był. Obiecał, i był. Było trudno jak cholera. Zaczęłam studia. Na drugim roku zamieszkałam z Bartmanem bo znowu zawitał do Warszawskiego klubu, tym razem z Kubiakiem. Nie mogłam pójść na mecz bo miałam dużo nauki. Przegrali ten mecz, w wykonaniu Zbyszka był porażką, niestety. Wrócił wkurzony i się pokłóciliśmy. Powiedział, że przeszkadzam mu w karierze. Spakowałam się i wyszłam. Tydzień później po zaliczeniach przeprowadziłam się do Rzeszowa. Nie miałam kontaktu z Bartmanem, aż do dziś. To dlatego zawsze na mecze z Jastrzębskim "chorowałam", to dlatego nie pojawiałam się na meczach reprezentacji. Unikałam go, ale teraz to już raczej nie wyjdzie. - skończyłam mój monolog. Patrzę na Piotrka, on nie wie co powiedzieć, myślał, ze nie znam Bartmana. A tu taka niespodzianka.
- Nie wiedziałem. - mruczy cicho, a ja uśmiecham się do niego blado ocierając łzy wywołane wspomnieniami. Odwzajemnia gest - Mela zobacz, - mówi tonem przyjaznym, chcąc dodać mi otuchy i pocieszyć - jesteśmy po tej stronie Wisłoka. Hala jest tam, Zibi jest tam i twoje problemy są tam. Zapomnij o nich teraz, a przynajmniej się postaraj. Co powiesz na kawę i ciastko?
***
Wracam do domu
Spędziłam z nim miłe popołudnie. Przy nim potrafiłam zapomnieć o Tobie. Zdziwiło mnie, że się przed nim otworzyłam. Miał to być zamknięty już rozdział, ale jednak się nie udało.
Cisza.
Znowu ona mnie wita. Nie mam zwierzaka, jedynym akceptowanym przeze mnie stworzeniem był Bobek, którego zostawiłam uciekając od Ciebie. Słodki, malutki, zawsze szczekał radośnie gdy mnie widział.
Piję sok, stojąc oparta o blat w kuchni, widzę salon, małą jadalnie.
Cisza.
Chwytam torebkę, klucze do mieszkania, wychodzę, uciekam od własnego życia, samotnego. Nie chce tak dłużej żyć chce mieć kogoś kto będzie mnie budził pocałunkami, robił kawę, bawił się moimi włosami. Chcę kogoś kto mnie przytuli, gdy będę smutna nie pytając o nic, kto będzie się razem ze mną cieszył. Kogoś kto zechce się ze mną zestarzeć.
Idę w stronę parku, mijam zakochane pary, a łzy same cisną mi się do oczu. Szczęśliwe małżeństwo z dwóją dzieci. Mijam ich patrząc z lekką zazdrością, blado się uśmiechając.
Czy jest na tym świecie osoba, która jest szczęśliwa sama, która nie potrzebuje tej drugiej połówki, osoby, która zawsze będzie przy niej do normalnego funkcjonowania? Na pewno nie ja. Nie chce spędzić kolejnych lat sama.
Przysiadam na jednej z ławek, nikogo nie ma w pobliżu, ukrywam twarz w dłoniach i zaczynam szlochać, nie mogę już tego tłumic w sobie, te łzy przypominają mi, a raczej uświadamiają jak bardzo jestem żałosna. Odrzuciłam tylu facetów, niektórym nie dałam się nawet na głupią kawę zaprosić Czy byłabym szczęśliwa z którymś z nich? Pewnie nie, bo cały czas Ty siedzisz mi w głowie. Twoje zielone oczy, które nie patrzą już na mnie tak, jak kiedyś. To boli, cholernie boli.
Tęsknię.
Z rozmyślań wyrywa mnie szczekanie, jakby znajome, podnoszę głowę i dostrzegam małego Yorka, przez łzawą mgłę dostrzegam, że to Bobek. Szczęście wypełnia mnie, lecz dociera do mnie, że sam przecież nie mógł tu przyjść Za chwilę dostrzegam Ciebie, idziesz i wołasz pupila. Rzucam patyk i mówię temu małemu bąblowi, żeby sobie poszedł, ale to uparte zwierze po prostu siedzi i wpatruje się we mnie tymi ślicznymi ślepiami. Poddaję się i głaszcze go, a on tylko merda wesoło ogonkiem, tak jak zawsze gdy go głaskałam.
Zmierzasz w moją stronę pewnym krokiem, lecz gdy mnie rozpoznajesz Twój krok zmienia się nagle na niepewny i wolniejszy. Podnoszę wzrok, a Ty dostrzegasz moje zapłakane oczy i ślady łez na policzkach. W Twoich tęczówkach nie widzę już tej obojętności, lecz troskę i w pewnym stopniu zrozumienie.
**********
jest coś takiego ;D
w przyszłym tygodni mam próbne egzaminy i lekko mówiąc je olewam XD
nie wiem kiedy przyszły rozdział. Muszę się teraz zastanowić co będzie dalej i jak się potoczy ich rozmowa. ;D
KOMENTUJCIE <33
Subskrybuj:
Posty (Atom)